piątek, 31 sierpnia 2012

Koniec

To już koniec opowieści. Na pocieszenie piosenka.




http://www.youtube.com/watch?v=llOM-z8xPFU&autoplej=0&kolorek=123456&typek=3

wtorek, 28 sierpnia 2012

Dalsze leprze losy

Minęło trochę czasu byłyśmy wolne, zamieszkałyśmy w zielonej dolinie. Moja córka miała już rok, słowik cały czas nam towarzyszył. W dolinie było bezpiecznie, nie spotkałam tu od dawna żadnych drapieżników. Myślałam o tej kobiecie ciekawe co teraz robi, mam nadzieje że mi wybaczyła...
-Mamo - powiedziała moja córka.
-Co ?
-Po ścigamy się ?
-No nie wiem, nie mam ochoty.
-Mamo, no choć.
-Nie mam ochoty.
-Jak chcesz. - pobiegła do słowika. Słowik odpoczywał na gałęzi. Obudziła go.
-Co chcesz ? - powiedział nieco zaspany słowik.
-Po ścigamy się ? - spytała moja córka
-Nie chce mi się, może mama się z tobą po ściga.
-Ona też nie chce.
-Przeżywa to jeszcze....
-Co ?
-No...yyy nie ważne.
-To po ścigasz się ?
-Nie no co ty.
-Może jednak. - zrzuciła słowika z gałązki tak że spadł na jej grzbiet.
-Co ty robisz ? - spytał słowik.
-Trzymaj się. - zaczęła z nim biec. Słowik trzymał się kurczowo jej grzywy. Ja uśmiechnęłam się do nich. Potem się przyłączyłam.
-Jednak się po ścigamy ? - spytała się mnie córka.
-Tak, tylko pozwól mu zejść jest przerażony. - powiedziałam
-Ja się nie boje. - zeszedł z grzbietu mojej córki i latał nad nami.
-Przecież widziałam. - powiedziałam.
-Nie ważne, po ścigam się z wami.
Zaczęłyśmy biec, moja córka prowadziła, ja byłam z tyłu za nią, a słowik leciał nad nami, co chwile przyspieszał lot. Moja córka biegła teraz obok mnie.


.........................................................................................

http://www.youtube.com/watch?v=IdLbWgit1UM&autoplej=0&kolorek=123456&typek=1

sobota, 25 sierpnia 2012

Ważna decyzja

Moja mała córeczka odpoczywała u mojego boku. Bałam się że ją stracę więc czuwałam całą dobę, byłam już zmęczona, ale nie mogłam się poddać. Słowik widząc to przejął moją funkcje w nocy i sam czuwał nad bezpieczeństwem małej. Nastał nowy dzień.
-Mamo mogę iść się bawić ? - powiedziała moja córka
-Lepiej zostań tu.
-Ale mamo.
-Zostań tu, będziesz bezpieczna.
-To nie sprawiedliwe. - wstałam spojrzałam na zewnątrz. Ludzi nie było na dworze, a stajnia była otwarta. Wydawało mi się to dziwne. Zobaczyłam moją córkę, która była już na zewnątrz. Nie spodziewałam się że mnie nie posłucha. Bawiła się, postanowiłam ją zostawić i dać jej trochę pobiegać. Usłyszałam dźwięk, w stajni coś spadło, obejrzałam się.
-Mamo ! - krzyknęła moja córka, obróciłam się gwałtownie, mężczyzna złapał ją. Pobiegłam ją ratować, kobieta stanęła przede mną i zaczęła mnie uspokajać. Nie mogłam pozwolić mu zabrać mojej córki. Próbowałam wyrwać się kobiecie. Ona jednak mi na to nie pozwalała. Podjęłam nie zbyt mądrą decyzje, popchnęłam kobietę tak że upadła na ziemie. Pobiegłam w stronę mojej córki, poczułam ukucie, zobaczyła igłę wbitą w mój grzbiet, poczułam się senna i padłam na ziemie. Mężczyzna zabrał moją córkę do przyczepy i już chciał z nią odjechać.
-Nie ! - zaczęłam krzyczeć. Podniosłam się, chwiałam się na nogach. Znów się przewróciłam. Nie mogę na to pozwolić. Wstałam choć już prawie zasnęłam, walczyłam z tym. Szłam w stronę mężczyzny, który nieco był zdziwiony. Zaczęłam biec, kręciło mi się w głowie. Dobiegłam do mężczyzny, nie miałam siły już go atakować, przewróciłam się prosto na niego. Zasnęłam....Kiedy się obudziłam zobaczyłam kobietę, która próbowała mnie zdjąć z mężczyzny. Ledwo wstałam, mężczyzna leżał nie przytomny. Gryzło mnie sumienie, ale nie mogłam dłużej tu zostać. Odeszłam od niego, wydostałam córkę z przyczepy i zaczęłyśmy uciekać. Kobieta popatrzyła w moją stronę, w oczach miała łzy. Nie zapomnę tego spojrzenia.

.................................................................................................................

czwartek, 23 sierpnia 2012

Małe szczęście i duży kłopot

Minęło kilka dni, zostałam sama w stajni i czułam się nie najlepiej, cały dzień potrafiłam przespać, czułam ogromny ciężar i nie chciało mi się ruszać. Poczułam nagle ogromny ból. Położyłam się na ziemi. Przyleciał do mnie słowik.
-Jesteś gotowa ? -spytał
-Na co ? Czy ja teraz zginę ?
-Nie, no co ty.
-Auł, to co się dzieje ?
-Naprawdę nie wiesz ?
-Nie, aaaa... Co mi jest ?
-Dobrze, no ty po prostu.....
-Auł, pospiesz się.
-Zaraz będzie po ty rodzisz.
-Co ?! Auł..Jak to się stało ?!
-To normalne.
Zaczęłam się stresować, tak że ciężko mi było złapać oddech. Słowik zaczął do mnie szeptać:
-Spokojne, oddychaj, nic ci nie będzie, zobaczysz będzie dobrze, jeszcze trochę.
Męczyłam się kilkanaście godzin, udało się na świat przyszło moje młode (dziecko), nie miałam siły wstać, byłam zmęczona, źrebak też. Słowik podleciał do źrebaka.
-To ona. - powiedział, nie miałam siły odpowiedzieć. Leżałam spokojnie, a moja córka leżała obok mnie.
-Wstań, musisz się nią zająć. - powiedział ponownie słowik.
-Ja......nie....mam..... - ledwo powiedziałam.
-No wstawaj, nie chcesz chyba żeby zajęli się nią ludzie, właśnie tu idą.
-Nie.....nie.....chce.... - wstałam, choć nadal byłam zmęczona. Podeszłam do córki, wylizałam ją, a potem zachęcałam do wstania. Wstała po dwóch godzinach, miała wole walki i do tego nie zwykłą urodę, była izabelowatej maści. Co bardzo mnie zdziwiło. Podeszła do mnie, przytuliła się i po chwili ssała mleko. Było to dziwne uczucie. Słowik patrzył na nas.
-Nie wiem czy będę dobrą matką. - powiedziałam do niego.
-Będziesz, tylko musisz się stąd wydostać, nie jest tu bezpiecznie.
-Ludzie mi jeszcze tu nic nie zrobili.
-Wiem, ale jej mogą.
-Niby co ?
-Sprzedadzą ją. - pojawiła się po chwil papuga.
-No widzisz, uciekaj. - powiedział słowik.
-Nie mogę z nią uciec, ma dopiero kilka godzin.
-Racja, to co robimy ?
-Nic zostajemy tu, nie pozwolę jej sprzedać.

.................................................................................


środa, 22 sierpnia 2012

Przewidywanie przyszłości

Byłam w stajni, były tam okna, jedno z nich było otwarte, ale było za małe żebym mogła przez nie wyjść. Zobaczyłam słowika, wleciał przez okno i usiadł na moim grzbiecie.
-Jesteś gotowa ? - powiedział słowik
-Na co ? - zapytałam zdziwiona
-Na coś bardzo ważnego.
-Nie rozumiem cię.
-Niedługo całe twoje życie się zmieni.
-Co ty mówisz ?
-Wydostań się z stąd, nie możesz pozwolić żeby to ją albo jego spotkało.
-O czym ty mówisz ?! Co się z tobą dzieje ?!
-Może nie wiesz teraz co cię czeka, ale dowiesz się wkrótce.
-To co mnie czeka to dobre czy złe ?
-Złe jeśli zostaniesz tutaj, dobre jeśli uciekniesz stąd.
-Nie rozumiem, mów jaśniej o co ci chodzi ? Co to za różnica, gdzie jestem ?
-Duża, bardzo duża.
-Nie rozumiem, powiedz.... - przerwałam, usłyszałam otwierające się drzwi stajni. Do środka weszła kobieta.

-Teraz masz okazje. - Słowik wyleciał na ramie kobiety i zaczął jej śpiewać.
-Nie mogę, przykro mi, ale tu zostaje.
-Uciekaj póki czas, chyba nie chcesz aby jemu lub jej stała się krzywda.
-O kim ty mówisz ?
-Będzie małe i...... - pojawia się mężczyzna i płoszy słowika. Ludzie zaczęli rozmawiać, a ja próbowałam ich zrozumieć. Niestety nie rozumiałam ani słowa. Zobaczyłam po chwili papugę. Siadła na drzwiczkach od boksu. Spojrzała na mnie:
-Witaj - powiedziała
-Witaj, nie rozumiem co mówią.
-Nie rozumiesz ? To źle wszyscy tutaj rozumieją ludzi.
-Wszyscy ?
-Tak, a co ty taka zdziwiona, nie jesteś stąd, prawda ?
-Nie, jestem dzikim koniem.
-Już nie, jak mieszkasz z ludźmi to nie jesteś dzikim koniem.
-Urodziłam się na wolności i jestem dzikim koniem.
-Może i tak.
-Powiesz co mówią ludzie ?
-Mogę powiedzieć, ale nie będziesz zadowolona.
-Mów
-Dobra, słuchaj uważnie, bo będę szybko mówiła więc:
ona mówi: Nie nie możemy
on: Możemy, a raczej musimy
ona: Nie nie zrobimy tego
on: Nie masz wyboru
ona: Ale to całe moje życie
on: Wiem kochanie, ale jesteśmy biedni i nie stać nas na to, gdybym nie stracił pracy
ona: A co z nią ?
on: Ją możesz zostawić, niedługo przyniesie nam zysk.
ona: Jeszcze nie wiadomo. Wezwiemy weterynarza.
on: Nie mamy pieniędzy na weterynarza, poradzi sobie to dziki koń.
ona: Masz racje, a co z psem ?
on: Pomówimy o tym w domu, zimno się zrobiło
ona: Dobra, choć
-O co chodziło z tym weterynarzem, mówili o mnie ? - spytała zdziwiona.
-Tak i nie, nie wiem, może jesteś chora, no i mówili o tobie.
-No tak, mam zgadywać co mi jest.
-Przestań, nic ci nie jest, może mówili o innej klaczy.
-Nie ważne, dzięki za tłumaczenie.
-Nie ma sprawy. - poleciała do domu, po prostu wleciała przez otwarte okno. Położyłam się czułam się dziwnie.


........................................................................................

Pobyt z człowiekiem

Zawiozłam ją do domu, zeszła mi z grzbietu, ledwo doszła do domu. Byłam na zewnątrz i nie bardzo wiedziałam co robić, słowik już wydobrzał i siedział na gałęzi:
-I co zamierzasz zrobić ?
-Chyba tu zostanę.
-Tutaj ? Z człowiekiem ?
-Tak, a gdzie mam się podziać ?
-Nie wiem, ale nie tu, musisz być wolna tak jak ja.
-A gdzie mam iść ? Wyrzucili mnie z stada.
-To załóż swoje.
-Co ? A niby kto by do niego dołączył.
-Ja bym mógł.
-Ty jesteś ptakiem.
-Wiem, ale by dołączył.
-Zostaje tu, cokolwiek sobie pomyślisz. - poszłam w stronę okna. Widziałam jak kobieta rozmawia przez telefon. Byłam ciekawa z kim. Po chwili usłyszałam kroki, zobaczyłam człowieka , miał on papugę na ramieniu. Kobieta wyszła z psem przed dom. Oparła się o mężczyznę (czyli tego człowieka). Spojrzała w moją stronę i pokazała żebym za nią poszła, była to moja najważniejsza decyzja w życiu, wiedziałam że jak za nią pójdę stracę swoją wolność, ale zdecydowałam za nią pójść. Słowik spojrzał na mnie i odleciał. Wyszliśmy z lasu zobaczyłam samochód z przyczepą. Mężczyzna wyjął uzdę, podchodził do mnie spokojnie, bałam się, cofnęłam się. Przypomniałam sobie wypadek, wtedy też byłam w przyczepię. Spanikowałam wbiegłam do lasu.



Kobieta wołała mnie, zdecydowała się do mnie podejść, pogłaskała mnie czule i weszła na mój grzbiet, lekko mnie poklepała zaczęłam iść. Mężczyzna był zdziwiony. Niosłam ją na grzbiecie, szłam za samochodem, który musiał jechać bardzo wolno. Dotarliśmy do dużego budynku, obok była stajnia. Pies poszedł z mężczyzną do domu, a kobieta próbowała zachęcić mnie bym weszła do stajni. Ja jednak nie chciałam za nic tam wejść. Czułam jeszcze coś co nie pozwalało mi się nagle stać domowym koniem, ciągle pamiętałam słowa słowika, jakby wiedział jak to jest być dzikim koniem. Kobieta, spojrzała w stronę jabłoni, urwała jabłko i zachęcała mnie nim żebym weszła do stajni. Czułam cudowny zapach, nie mogłam się powstrzymać, weszłam do stajni i zjadłam jabłko, smakowało mi. Otworzyła boks i poszła do domu (chodzi o ten budynek). Byłam zdziwiona że nie chce mnie w nim zamknąć jak pozostałe konie.
..............................................................................................................


niedziela, 19 sierpnia 2012

Stado albo człowiek

Szłam w stronę stada, nie zdawałam sobie sprawy kto idzie za mną, obejrzałam się, szła za mną ta kobieta. Co ona wyprawia ? Stanęłam nie mogłam jej przecież zaprowadzić do stada. Ruchami głowy pokazywałam jej żeby sobie poszła. Ona jednak nie rozumiała i coraz bliżej podchodziła. Stanęłam na dwóch nogach chciałam ją przestraszyć. Nie udało się, w ciąż się do mnie zbliżała. Postanowiłam zaprowadzić ją do domu, a potem szybko jej uciec. Szłam obok niej, mówiła do mnie miłym głosem, niestety nie rozumiałam co chce mi powiedzieć, ona zresztą też mnie nie rozumiała. Dotarłam na miejsce, na powitanie wybiegł nam pies.
-Możesz ją czymś zająć ? - spytałam psa
-Co ? Czemu ?
-Chcę uciec.
-Nie możesz zostać ? A w ogóle gdzie wy byłyście ?
-Nie mogę zostać, szła za mną i prawie zaprowadziłam ją do stada.
-Dobra zajmę ją czymś. - po czym pies zaczął szaleć i merdać ogonem zachęcając człowieka do zabawy. Wykorzystałam okazje, zaczęłam szybko biec. Byłam już w stadzie, zaczęłam jeść trawę tak jak wszyscy o tej porze. Minęło trochę czasu, aż usłyszałam niepokojący dźwięk. Zobaczyłam naszego przywódce który atakuje człowieka.


Biegłam w jego stronę, popchnęłam go by nie zrobił już krzywdy człowiekowi.
-Co ty robisz ?! - były zdenerwowany, patrzył na mnie wrogim wzrokiem.
-Nie możesz jej atakować, ona nie jest zła.
-Najpierw bronisz wilka, a teraz do tego człowieka. Lepiej wynoś się z stąd z twoimi przyjaciółmi, nie chce takich w stadzie.
-Ale ja.....
-Nie słyszysz, idź stąd.
-Ona nie jest zła, chciała tylko...- próbowała wytłumaczyć moja mama
-Nie obchodzi mnie to niech się stąd wynosi i to teraz, jak chcesz to możesz ją zostawić i zostać w stadzie.
-Mam zostawić własną córkę ?
-Tak.
-Nie mogę to....
-Zostań, ja sobie poradzę. - powiedziałam do mamy.
-Ruszamy. - powiedział przywódca, całe stado poszło za nim, moja mama też, oglądała się za mną. Ja nie chciałam żeby została ze mną, tylko dlatego że nie była by bezpieczna, tak jak ja teraz. Spojrzałam na kobietę, która leżała na ziemi, był przerażona i ranna. Zastanawiałam się dlaczego za mną poszła. Pochyliłam się nad nią, złapała mnie delikatnie ręką. Położyłam się obok, kobieta zaczęła wchodzić na mój grzbiet. Nie rozumiałam po co to robi, nie mogłam jej zrzucić, w końcu była ranna. Była już na moim grzbiecie. Postanowiłam wstać. Trzymała się mojej grzywy, czułam jakby była między nami jakaś więź, dziwne uczucie. Szłam z nią na grzbiecie, trzymała się mnie mocno i czule głaskała. Nie byłam pewna co robić, wiedziałam tylko że trzeba ją zawieść do jej domu.

sobota, 18 sierpnia 2012

Spotkanie z człowiekiem

Stałam i patrzyłam na kobietę, która głaskała słowika. Odwróciła się i poszła z ptakiem w swoją stronę. Zastanawiałam się czy za nią pójść czy wrócić do stada. Postanowiłam jednak za nią pójść. Poszła z ptakiem do domu, który był w środku lasu. Weszła do środka, ja mogłam tylko patrzeć przez jedno z okien.
Położyła słowika na stół po czym dała mu w miseczce pokarm dla ptaków. Słowik zjadł trochę, obejrzał się za siebie i mnie zobaczył. Skoczył na parapet, był już obok szyby.
-Co ty tu robisz ?!
-Śledzę ją, mam nadzieje że nic ci nie zrobi.
-Pewnie że nic mi nie zrobi, ona nie jest jak reszta ludzi.
-To dobrze, to ja może sobie już pójdę.
-Czekaj, może przygarnie tego psa.
-Racja, pójdę po niego, zaczekasz tu ?
-Tak, a gdzie niby miałbym iść.
Pobiegłam do stada gdzie był pies. Poszłam w jego stronę.
-Znalazłam dla ciebie dom.
-Dla mnie ? -powiedział zdziwiony.
-Tak, spotkałam naprawdę miłego człowieka i może ciebie przygarnie.
-Nie, nie chce od tego czasu kiedy uratowałaś mi życie jestem wolnym i dzikim psem.
-A kiedy ostatnio coś dobrego zjadłeś.
-No, jak byłem u ludzi, ale radzę sobie, no prawie, przyzwyczaję się.
-Już nie będziesz miał takiej okazji jak ta.
-Dobrze zaprowadź mnie.
Poszłam razem z psem w stronę domu kobiety. Byliśmy już blisko, za drzew wyskoczyła wilczyca. Przestraszyłam się zaczęłam stawać na dwóch nogach.
-Spokojnie, nic wam nie zrobię -powiedziała wilczyca
-Ja ci nie wieżę. - powiedziałam
-Chciałam tylko podziękować.
-Za co ?
-Za uratowanie mojego dziecka. - pojawiło się niespodziewanie wilczę szczenię.
-Nie mogłam pozwolić by zginęło.
-Dlatego za to ci dziękuję, jak będziesz mieć kłopoty to z chęcią ci pomogę.
-A możesz namówić watahę żeby nie polowali na nasze stado ?
-Chciałabym, ale nie ja ją rządzę, mamy przywódce, ale on się nie zgodzi.
-Szkoda.
-Tak. - powiedziała po czym poszła w swoją stronę.



Szłam dalej z psem, w końcu dotarliśmy na miejsce. Kobieta była na zewnątrz przed domem z ptakiem na kolanach. Spojrzała w naszą stronę.
-To tu. -powiedziałam do psa.
-Tu ?
-Tak.
-Pięknie tu, ale czemu ona ma słowika na kolanach.
-Pomaga mu, przecież ma chore skrzydło.
-No tak.
-Idź do niej.
-Ona nawet mnie nie woła.
-Nie możesz do niej podejść.
-Mogę ale musisz iść ze mną.
-Ale ja...
-Boisz się ?
-Trochę.
-No choć, albo wracam do twojego stada.
-Dobrze, choć idziemy. -poszłam w stronę człowieka, pies szedł z tyłu. Byłam już pół metra od człowieka, pies wyprzedził mnie i zaczął obficie machać ogonem. Kobieta pogłaskała go, wiedziałam że się zaprzyjaźnią.  Wstała i podeszła do mnie, powoli mnie pogłaskała. Stałam byłam trochę przerażona. Kobieta wyciągnęła coś z kieszeni. Pokazała mi kostki cukru, wzięłam je od niej i zjadłam. Popatrzyłam jej w oczy, po czym lekko ją dotknęłam i poszłam w stronę stada.
......................................................................................................

piątek, 17 sierpnia 2012

Pogoń

Obudziłam się, już był ranek. Pies kopał dół. Podeszłam do niego.
-Co ty robisz ?
-Szukam czegoś do jedzenia.
-Nie lepiej by było gdybyś znalazł dom.
-Uwierz mi że nie, zresztą mówiliśmy o tym wczoraj.
-Wiem, ale sam widzisz że tutaj sobie nie poradzisz.
-Poradzę, muszę tylko znaleźć coś do jedzenia, albo mogę zjeść tego ptaka co przyniosłaś.
-Już ci mówiłam...
-Wiem, wiem, ale muszę...zresztą mogę wrócić do ludzi, ale pod jednym warunkiem.
-Jakim ?
-Że ty też zamieszkasz z ludźmi.
-Ja przecież jestem dzikim koniem, urodziłam się na wolności, a ty urodziłeś się wśród ludzi.
-No, ale razem nam będzie raźniej.
-Ja chcę być wolna, jak zamieszkam z ludźmi to znowu będą na mnie jeździć.
-A jak ja zamieszkam z ludźmi to znów będę na łańcuchu.
-Dlaczego ?
-Jak to dlaczego !? Ludzie tak robią z psami, no może nie wszyscy, ale większość.
-Słyszysz ? - usłyszałam coś było za nami.
-To tylko twoja mama.
-Wstałaś ! -ucieszyłam się.
-Tak, ale wiesz nie poradzimy sobie tu. - powiedziała.
-Czemu ?
-Mamy dużo szczęścia że jeszcze nie spotkaliśmy człowieka, ale wiem że tu się kręcą mogą nas w każdej chwili złapać.
-Jeśli ich nie spotkaliśmy to ich tu nie ma.
-Na pewno są.
-Nie ma.
-Są!
-Nie!
-Tak!
-Hej ! Możecie przestać. - powiedział pies.
-Tak możemy. - powiedziałam potem dodałam: - Ale ja i tak uważam że nie ma tu ludzi.
-Ja myślę że tu są. - powiedziała moja mama.
-Dobra, mogę wam powiedzieć czy tu są czy nie, zaczekajcie zaraz to sprawdzę i wtedy będzie.....- naglę w naszą stronę biegło stado koni, zupełnie obce.
-Uciekajmy. - zaczęłam biec, moja mama biegła za mną, a pies obok mnie. Stado zaczęło nas doganiać zastanawiałam się, czy nas przepędza czy przed kimś ucieka. Obejrzałam się szybko, za nami i za stadem biegły wilki, jeszcze nigdy nie uciekałam przed wilkami. Wilki złapali już jednego konia z stada. Spojrzałam w ich stronę, widziałam jak ten koń dzielnie walczył o życie, ale wilki miały go już złapane, nie miał praktycznie szans. Musiałam mu pomóc zawróciłam. Biegłam w stronę wilków, stado zatrzymało się było zdziwione, patrzało na mnie. Zaczęło biec za mną prosto na wilki. To było zaskakujące. Wilki zaczęły uciekać. Całe stado je goniło ja również.



Moja mama biegła obok mnie. Podobało się to wszystkim z wyjątkiem wilków. Konie przegoniły już swoich wrogów. Wilki uciekły dość daleko. Stado zobaczyło szczenię wilka. Przywódca stada podszedł do malca, chciał go zabić, wybiegłam mu na przeciw ochraniając szczenię.



-Co ty wyprawiasz ! - zdenerwował się.
-Nie możesz zabić tego malucha.
-Jak to ?! Wilki nas zabijają, a my nie możemy zabić jednego z nich.
-Nie, przecież ten mały wilk ci nic nie zrobił.
-Jak dorośnie będzie tak jak reszta.
-Może i tak, ale nie możesz go zabić, bo będziesz tak jak wilki.
-Jak wilki ?! Ja tylko chcę zabić jednego z nich żeby się zemścić, oni zabijają nas cały czas.
-Zemsta do niczego nie prowadzi, ja sam się chciałam zemścić i do dzisiaj tego żałuję.
-Niech ci będzie, nie zabije go, ale tylko dlatego że uratowałaś życie jednemu z naszych koni.
-Możemy dołączyć do stada. - powiedziała moja mama.
-Tak, czemu nie. - powiedział przywódca.
W stadzie było dużo koni, miały różne maści, przywódca był siwy w hreczce (biały w czarne kropki), różnił się od wszystkich.

 

Przypomniałam sobie o psie, rozglądałam się za nim. Zobaczyłam go po chwili jak kręci się wokół stada, konie go polubiły i słuchały co im opowiada. Zobaczyłam na drzewie wróbla, teraz dopiero przypomniałam sobie o słowiku, którego zostawiłam uciekając przed stadem. Zaczęłam biec tam gdzie go zostawiłam. Przywódca spojrzał na mnie. Byłam już daleko, zobaczyłam człowieka, była to kobieta trzymała słowika w rękach. Słowik patrzył na nią. Obserwowałam ich. Kobieta wyjęła coś z kieszeni. Myślałam że coś zrobi słowikowi, wyskoczyłam mu na ratunek. Kobieta przestraszyła się, cofnęła się. Spojrzałam w jej oczy, były w łzach. Zdziwiłam się że płaczę. Zobaczyłam co trzyma w ręce była to biała chusteczka, owinęła nią chore skrzydło ptaka. Nie wiedziałam co robić.
...........................................................................................


czwartek, 16 sierpnia 2012

Dziwny ptak

Było mi ciężko po stracie ukochanego, nie mogłam znieść tej myśli że nie żyję. Szłam w zamyśleniu szukałam jakiegoś bezpiecznego miejsca dla nas. Moja mama została z psem, była ranna, ale miałam nadzieje że wyzdrowieje. Poczułam coś na moim grzbiecie, spojrzałam, na moim grzbiecie siedział słowik (ptak) był brunatny. Wydawał się znajomy, choć jeszcze nigdy nie widziałam tego ptaka. Spojrzał na mnie najwyraźniej chciał mi coś powiedzieć.
-Co się stało ? - spytałam go.
-Znam cię, ale nie wiem skąd.
-Jak to ? Znasz mnie ?
-Tak, znam.
-Dlaczego siedzisz na moim grzbiecie ?
-Muszę cię chronić.
-Nie obraź się ale ty mnie nie obronisz, jesteś za mały.
-Wiem, ale chociaż spróbuję.
-Możesz ze mnie zejść ?!
-Tak, mogę. - powiedział po czym usiadł na gałęzi.


Poszłam dalej, czułam że ktoś mnie obserwuje. Spojrzałam w górę, słowik leciał za mną. Zaczęłam biec, byłam ciekawa co zrobi. Słowik nadal za mną latał, ciągle patrzył na mnie. Zaczęłam biec jeszcze szybciej. Nagle usłyszałam jakiś dźwięk. Ptak uderzył o drzewo, teraz leżał na ziemi.
-Hej, nic ci nie jest ?
-Auł, ale boli, gdzie ja jestem ?
-No, tu gdzie byłeś, czemu za mną leciałeś ?
-Ja, latam ? Przecież.....ja mam skrzydła!....jak to się stało ?
-Przecież jesteś ptakiem, co w tym dziwnego ?
-Jestem ptakiem, a ty, uratowałem cię.
-Co ty mówisz ?
-Znaczy ja,...tak jestem ptakiem i mnie nie znasz...yyy
-Uderzyłeś się w głowę i chyba zwariowałeś, pójdę już.
-Czekaj, polecę za tobą. - słowik zaczął machać skrzydłami:
-Auł, nie mogę latać. - powiedział po chwil.
-Chyba coś ci się stało ze skrzydłem.
-Tak, racja.
-Och, nie mogę cię tu zostawić, wskakuj. - położyłam się tak żeby ptak mógł wejść. Poszłam z nim tam gdzie była moja mama. Na powitanie wybiegł mi pies.
-Wróciłaś ! - ucieszył się.
-Tak, ale nie znalazłam tego co szukałam.
-No trudno, ale masz ptaka, dzięki że o mnie pomyślałaś.
-Co ?
-No przyniosłaś mi jedzenie.
-Nie, ten ptak nie jest do zjedzenia.
-Czemu ? Co mam jeść ?
-Poszukamy ci jakiegoś domu u ludzi.
-Nie chce do nich wracać.
-Tutaj się nie najesz i nie masz nikogo......
-Mam was, to mi wystarcza. Dobra zjem to. - zaczął kopać, wyciągnął kość i obgryzał ją. Moja mama spała, w sumie też byłam zmęczona, sama poszłam spać.
.................................................................................. http://www.youtube.com/watch?v=y1smn5Tm9aQ&autoplej=0&kolorek=123456&typek=1

niedziela, 12 sierpnia 2012

Poświęcenie

Leżałam obok mamy i czekałam na ukochanego. Minęło już kilka godzin, martwiłam się.
-Mamo.
-Co ?
-Martwię się o niego, a jeśli mu się coś stało.
-Nie, na pewno sobie poradzi jest odważny i silny.
-Tak, ale ludzie są lepiej uzbrojeni i mogli go złapać.
-Nie możliwe przecież wiesz jak szybko biega.
-Wiem, ale ludzie....
-Nie martw się nic mu nie będzie.
-Musze się upewnić, poszukam go.
-Nie ! Zostań ze mną, nie idź tam !
-Dlaczego ?
-Z stamtąd nie ma ucieczki, uwierz mi, żaden z koni nie przeżyje w tamtych stronach.
-Co ?! Nie mogę pozwolić by tam zginął. - pobiegłam mu na ratunek, moja mama krzyczała za mną:
-Nie ! Wracaj ! - próbowała nawet wstać, ale nie mogła, była ranna. Biegłam dość długo, zobaczyłam ludzi, dziwnie się zachowywali, wyciągnęli psa z samochodu potem prali go jakąś cieczą, wyciągnęli zapalniczkę. Z oka psa wyleciała łza. Nie mogłam na to patrzeć pobiegłam w stronę ludzi. Ludzie odwrócili się, byli zdziwieni, jeden z nich trzymał kij w ręce. Zaatakowałam człowieka, który chciał podpalić psa. Drugi człowiek uderzył mnie kijem.



Bolało, rzuciłam się na tego człowieka tak że upadł na ziemie, ludzie uciekli do samochodu, zapalili jego silnik myślałam że odjadą, ale oni jechali w moim kierunku, człowiek, którego powróciłam zdążył już uciec. Czy to koniec ? Zamknęłam oczy, usłyszałam dziwny dźwięk. Otworzyłam oczy zobaczyłam samochód, który uderzył w drzewo, ludzie w nim byli nie przytomni, a człowiek, który był na zewnątrz samochodu uciekł. Podeszłam bliżej nie rozumiałam jak to się stało i wtedy go zobaczyłam, zobaczyłam mojego ukochanego leżał na ziemi był cały w krwi.
-Nie ! Nie możesz, dlaczego ?!
-Nie martw się. - powiedział cicho.
-Tam gdzie pójdę będzie mi dobrze. - mówił szeptem
-Nie, nie możesz mnie zostawić ja cię kocham. - z oczy leciały mi łzy.
-Wiem, ja też dlatego skoczyłem żeby cię uratować. - mówił coraz słabiej.
-Nie....- łzy płynęły mi strumieniami. Otworzył oczy.
-Kocham Cię. - zamknął oczy i przestał oddychać.
-Nie proszę. - spojrzałam na niego. Nie zauważyłam że całe wydarzenie obserwował pies, który siedział przestraszony. Podszedł do mnie, spuścił głowę.
-Przykro mi. - powiedział łagodnie.
-Czemu ? Czemu odszedł ? To nie sprawiedliwe.
-Wiem.
-Nie, nie pogodzę się z tym.
-Co zrobisz jesteś bezsilna wobec ludzi.
-Nie, nie ja, to oni są, a właściwie będą.
-Co masz na myśli ?
-Pokonamy ich razem, wszyscy.
-Przestań, nie możesz tak mówić, nie pokonasz ludzi, przecież wiesz o tym.
-Tak, ale nie mam już siły, całe moje stado nie żyje, a teraz jeszcze mój ukochany zginął.
-Na prawdę przykro mi, ale my nic na to nie poradzimy.
-Zapomniałam, muszę wracać. - zaczęłam biec w stronę mojej mamy.
-Czekaj ! - pies pobiegł za mną.
-Czemu za mną biegniesz ?
-Dzięki że uratowałaś mi życie, chcę ci pomóc tak jak ty pomogłaś mi.
-A nie powinieneś wracać do domu ?
-Ja ? Ja nie mam domu, miałem aż pięć domów, ale w żadnym się nie sprawdziłem jako pies.
-Jak to ?
-Opowiem ci o tym jak chcesz.
-Nie, może później, ale nie teraz.
Zatrzymałam się byliśmy już na miejscu, podeszłam do mamy.
-Co się stało ? -powiedziała zdziwiona.
-To długa historia. - z oka skapnęła mi łza.



......................................................................................

http://www.youtube.com/watch?v=ML_-d-UFOkg&autoplej=0&kolorek=123456&typek=1

piątek, 10 sierpnia 2012

Spotkanie

Leżałam obok mamy całą noc nie wiedziałam co mam robić. Czekałam, a łzy lały mi się strumieniami.
-Mamo. - co chwilę szeptałam, chciałam żeby się obudziła. W końcu zmęczona czuwaniem zasnęłam.
-Witaj. - zobaczyłam w śnie mamę.
-Mamo, żyjesz ? obudzisz się ?
-Spokojnie, musisz być silna, nie możesz tak łatwo ulec emocją.
-Co to znaczy ?
-Może kiedyś zrozumiesz.
-Musisz się obudzić, nie poradzę sobie jak zginiesz.
-Poradzisz musisz tylko w siebie uwierzyć.
-Nie, musisz żyć dla mnie.
-Obudź się.
-Co ?
-Wstawaj !
Obudziłam się spojrzałam, a przede mną stał mój ukochany. Przytulił się po czym powiedział :
-Choć, nie możesz tutaj leżeć, w pobliżu są ludzie.
-Ale nie mogę zostawić mojej mamy.
-Przykro mi ale ona chyba z tego nie wyjdzie.
-Nie, nie mów tak.
-Choć, ona by chciała żebyś się ratowała.
-Nie boję się ludzi.
-Wiem, ale oni cię złapią, tak jak nas wszystkich.
-A gdzie reszta.
-Uwierz mi nie chcesz wiedzieć.
-Gdzie, musisz mi powiedzieć.
-Już ich nie ma.
-Jak to ? Co masz na myśli ?
-Zginęli, ludzie wywieźli ich na rzeź.
-Nie ! Dlaczego, to nie sprawiedliwe, co oni takiego.....
-Cicho, idą tu. - szepnął, spojrzałam na niego.
-Schowaj się. - powiedział cicho. Pobiegł w ich stronę, ludzie zaczęli go gonić.
-Nie ! - krzyknęłam i pobiegłam za nimi.
-Stój. - usłyszałam głos, spojrzałam za siebie.
-Mamo żyjesz. - ucieszyłam się i przytuliłam się do niej.
-Takk, ledwo, nie biegnij za nim, poradzi sobie.
-A jeśli ludzie coś mu zrobią.
-Uwierz w niego.


wtorek, 7 sierpnia 2012

Łzy

Leżałam w jaskini, czekałam na źrebaka. Puma leżała obok mnie wpatrując się we mnie dokładnie.
-Co ?
-Nic, zastanawiam się jak mogłaś zabić mi młode (dziecko pumy).
-Ja tego żałuję, naprawdę myślałam tylko o zemście.
-Teraz on o niej myśli.
-Wiem.
-Mam dość, połączmy siły i pokonajmy tego tyrana.
-Chcesz ze mną współpracować ?
-Tak.
Poszłyśmy w stronę karego ogiera, który spojrzał nas wrogo.
-Co tu robicie ?! - odezwał się parskając
-Przyszłyśmy cię zabić - odezwała się puma
-Nie, nie możemy go zabić. - wtrąciłam się, puma spojrzała na mnie :
-Pomagasz, albo spadasz. - Puma żucia się na ogiera i próbowała dostać się do jego gardła.
-Nie możesz go zabić ! - zrzuciłam pumę z jego grzbietu, od razu ogier kopnął ją kopytami.
-Nie przestań zabijesz ją. - odepchnęłam go od pumy. Puma uciekła. Ogier spojrzał na mnie, potem mnie przewrócił i docisnął do ziemi:
-Nie wtrącaj się w moje sprawy!
-Dzięki mnie żyjesz.
-Aah tak ?
-Uratowałam cię.
-Nie jedyne co uratowałaś to pumę, poradziłbym sobie.
-Tak na pewno.
-Przestań ! Idź z stąd.
-Dajesz mi odejść ?
-Tak, uciekaj puki możesz.
-A co z....
-O niego się nie martw, tam jest.
Zobaczyłam źrebaka, który był z jakąś klaczą. Poszłam w swoją stronę. Byłam wolna. Szłam, naglę się zatrzymałam zobaczyłam moją mamę.
-Mamo ! -krzyknęłam, spojrzałam na nią był albo martwa, albo nieprzytomna. Z oczu wyleciały mi łzy, nie mogłam powstrzymać płaczu. Położyłam się obok niej wciąż płakałam.




 

niedziela, 5 sierpnia 2012

Pobyt w jaskini.

Leżałam, a obok mnie było przestraszone źrebię. Chciałam uciec, ale bałam się że coś się stanie temu malcowi. Puma wróciła, był wściekła. Spojrzała na mnie agresywnie. Nie wiedziałam co mam robić, wstałam chciałam coś zjeść więc wyszłam z jaskini, puma podążyła za mną. Zjadłam trochę trawy, puma usiadła, pilnowała mnie. Widziałam jak nerwowo rusza ogonem. Zjadłam jeszcze trochę trawy, podeszłam do wodopoju i napiłam się wody. Wróciłam do jaskini i położyłam się obok źrebaka. Puma poszła za mną i stanęła prosto mi na przeciw.
-Mam dość. - odezwała się.
-Co ?
-Dość mam ciebie i tego ogiera.
-To czemu tu jesteś ?
-Zmusił mnie, groził że zabije mi moje dzieci. No i zabił, jedno z nich.
-To nie był on.
-To kto ?
-Ja, myślałam wtedy tylko o zemście za to że zabiłaś mi przyjaciółkę, nie wiedziałam co robię.
-Ty ! Jak mogłaś ! - uderzyła mnie łapą z wystawionymi pazurami tak mocno że leciała mi teraz krew. Poszła  po ogiera. Ogier jednak nie był chętny do wsparcia przyjaciółki, zignorował ją. Spojrzałam na niego.
-Możesz dać nam odejść.
-Ty chyba żartujesz, w życiu.
-Wiesz ja ci nic nie zrobiłam.
-Ty może nie, ale całe twoje stado dało mi w kość.
-To może wypuść mnie i....
-Zapomnij, muszę się na kimś zemścić.
-Ostatnio jak ja myślałam o zemście....
-Wiesz to mnie nie obchodzi.
Podszedł do mnie i powiedział mi na ucho:
-Wiesz, wiem o tym że zabiłaś jedno z dzieci pumy, widziałem wtedy jak je zabiłaś. - Podszedł do źrebaka i też szeptał mu coś do ucha. Potem poszedł z źrebakiem na zewnątrz, a pumie kazał mnie pilnować.



....................................................................................................

Zagubione źrebię

-Mamo choć my do domu.
-Ja nie jestem twoją mamą.
-Czemu tak mówisz ? -Spojrzało na mnie, z łzami w oczach.
-Nie płacz, poszukamy twojej prawdziwej mamy.
-Ty nią jesteś.
-Nie, mylisz się.
-Mamo, nie odrzucaj mnie.
-Ale ja nie jestem twoją mamą.
-Czemu ....
-Przestań pomyliło ci się coś.
-Nie prawda jesteś moją mamą.
-Nie jestem.
-Jesteś, przytul mnie.
-No co ty ? -Źrebie wtuliło się we mnie. Stanęło naglę dęba:
-Mamo puma !
-Szybko, uciekajmy.



Pobiegłam razem ze źrebakiem. Spojrzałam na nie, dopiero teraz za uwarzyłam że był to mały ogier. Obok nas pojawił się naglę czarny ogier, był to ojciec źrebaka. Zaatakował mnie, padłam na ziemię. Spojrzałam na niego w jego oczach widać było gniew. Zwrócił się do źrebaka.
-Czemu ty wciąż uważasz że każda napotkana klacz jest twoją mamą.
-No któraś na pewno.
-Zabiłem twoją mamę wiedz już jej nie zobaczysz, a teraz wrócisz do domu.
Spojrzałam na niego i odezwałam się :
-Czemu tak go traktujesz ?
-Co ? Ty żyjesz.
-Zrzuciłeś mnie, ale przeżyłam. - Wstałam.
-Tak ? To idziesz z nami.
-Ale.
-Chcesz żyć ?
-Po tym co zrobiłam to nie.
Spojrzał na mnie i kopnął mnie kopytem:
-Ruszaj ! Szybko, bo inaczej zabiję to źrebie na twoich oczach.
Poszłam gdzie mi wskazał.

  

Był przerażający, a ja nie chciałam żeby ucierpiał jego syn.
-Wchodź .-Wskazał mi jaskinię tam gdzie była Zeta. Teraz jadła ją ta puma co nas zaatakowała. Spojrzał na pumę tak jakby była jego przyjaciółką. Spuściłam głowę po czym się położyłam, znów leciały mi łzy. Ogier spojrzał na mnie złowrogo i ugryzł mnie:
-Nie płacz tu !
-Ale..
-Masz mnie słuchać, bo inaczej ucierpi ten źrebak.
-Przecież to twój syn.
-Nie mój tylko mojego brata, waszego dawnego przywódcy który zginął dzięki mojej przyjaciółce pumie.
-Jak to, to ona wtedy zaatakowała...
-Tak jak mówiłem, a teraz zajmij się tym małym darmozjadem.
-Nie mów tak na niego.
Zaatakował mnie po tych słowach i kopnął źrebaka. Po czym udał się w swoją stronę razem z pumą.



.............................................................

Ucieczka

Spałyśmy w jaskini, usłyszałam kroki.
-Zeta, obudź się ktoś tu idzie.
-Kto ?
-Nie wiem.
Zobaczyłam człowieka. Zeta podniosła się.
-Musimy uciekać.
-Tylko że ja....
-Wiem jesteś ranna, choć spróbuj się na mnie oprzeć, pójdziemy w głąb jaskini.
Wstałam z pomocą Zety i poszłyśmy w kierunku jaskini, człowiek na szczęście nas nie zauważył. Zrobiło się ciemno i nie bardzo wiedziałam dokąd idziemy. Zauważyłam że coś się świeci. Były to oczy kota. Przestraszyłam się, kot podszedł do nas, nie wiedziałam jakiej jest wielkości, wszędzie było ciemno.



Kot wskoczył mi na grzbiet i zanurzył w nim pazury. Zabolało mnie, zrzuciłam go, ledwo stanęłam o własnych siłach na nogach.
-Gdzie jest ? - zastanawiała się Zeta
-Nie wiem, musimy stąd iść.
-Jak tu ciemno nie mogę nic zobaczyć.
-Słyszysz jest tam.
-Skąd wiesz ?
-Słyszałam go.
-Teraz gdzie jest ?
-Nie słyszysz go ?
-No, nie za bardzo.
-Uważaj ! -Kot złapał Zetę za gardło. Próbowała walczyć, ja podeszłam do niej, ale niestety się potknęłam i upadłam. Zeta zaczęła się dusić.
-Nie ! Zostaw ją ! -Podniosłam się i odepchnęłam kota. Zeta upadła na ziemię. Kot zdążył uszkodzić jej gardło. Zaatakowałam kota, który nie był raczej bezbronny, walczyłam z nim, a on próbował mnie zabić. Kopałam i gryzłam go ile się dało byłam wściekła. Usłyszałam kroki do jaskini wzeszedł człowiek zaświecił latarką. Zobaczyłam dużą pumę.



Zeta leżała na ziemi, zastanawiałam się czy żyję, puma zaatakowała człowieka, który się nam przyglądał. Człowiek siłował się z wielkim kotem, jego szansę na przeżycie były marne. Ruszyło mnie sumienie, nie mogłam pozwolić by puma zabiła człowieka, ruszyłam mu na pomoc. W końcu puma odpuściła i poszła w swoją stronę. Człowiek spojrzał na mnie i przytulił się do mnie czulę. Wstał i podszedł do Zety. Poszłam za nim. Człowiek obejrzał ranę mojej przyjaciółki, która już była nie przytomna. Położyłam się obok niej. Człowiek zrobił smutną minę i odszedł. Spojrzałam na Zete po czym uroniłam łzę. Wyszłam z jaskini, łzy leciały mi coraz bardziej.



Zostawiłam Zete, poszłam w kierunku zielonych łąk. Łzy nadal leciały mi z oczu. Zobaczyłam małe pumy, pewnie to były dzieci tej pumy co nas zaatakowała w jaskini. Biegłam w ich stronę chciałam się zemścić.



Zaatakowałam małe pumy, zabiłam jedno, ale nie mogłam już zabić drugiego poczułam w sercu ukucię, jak ja mogłam zabić to nie winę kocię przecież nic mi nie zrobiło. Nie mogłam się z tym pogodzić, chciałam ze sobą skończyć. Naglę poczułam dotknięcie.
-Mamo, wróciłaś.
-Co ?! - Odwróciłam się, z tyłu było karę źrebię.



...................................................................................



sobota, 4 sierpnia 2012

Przebudzenię

Obudziłam się na około mnie leżały zwłoki koni i ludzi oraz szczątki przyczepy i ciężarówki. Byłam przestraszona i ranna. Nie mogłam wstać.
-Ratunku ! - zaczęłam wołać
Nikt nie przyszedł ani nie dał znaku życia, czy ja mam tu skończyć, zginąć. Nie wiedziałam co robić. Usłyszałam kroki podeszła do mnie jakaś zebra.
-Zeta ! To ty nawet nie wiesz jak się cieszę.
-Ja też, wstawaj, pomogę ci.
Poszła ze mną do jaskini.
-Tu będziemy bezpieczne.
Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Wypadek

Trenowałam razem z moim trenerem, minęło trochę czasu i wszystko się zmieniło. Oswoiłam się już z myślą że zostanę z ludźmi, ćwiczyłam skoki przez przeszkody, pamiętam jeszcze jakiś czas temu jak sama patrzałam na konia, który to robił. Człowiek był strasznie szorstki nie powiedział do mnie żadnego miłego słowa, wciąż narzekał, a ja traciłam wiarę w siebie. Po treningu zaprowadził mnie do boksu, dzisiejszej nocy była pełnia spojrzałam na księżyc po czym zamknęłam oczy i poszłam spać. Śniły mi się konie, wszystkie były w pełni księżyca i zapowiadały straszne wydarzenie.




Obudziłam się w środku nocy, słyszałam kroki, ktoś otworzył stajnię, zaczął wyprowadzać konie, zastanawiałam się co się dzieję. Naglę otworzył mój boks ubrał mi uzdę i wyprowadził do przyczepy. Były tam wszystkie konie ze stajni. Człowiek był obcy i na dodatek miał czarną maskę na twarzy. Ciężarówka ruszyła (była to ciężarówka z przyczepą). Spojrzałam na konie były przerażone, ja też się bałam. Godzinę później usłyszałam dźwięk, z tyłu jechał samochód strasznie wył (chodzi o policję), ciężarówka przyspieszyła jechała teraz znacznie szybciej konie zaczęły panikować. Byłam przerażona słyszałam jak coś przejeżdża obok i szoruję przyczepę. Potem poczułam spadanie zamknęłam oczy widziałam pegaza, po czym poczułam okropny ból, nie miałam siły otworzyć oczu i zasnęłam.



.........................................................................................



piątek, 3 sierpnia 2012

Opowieść o Ruffian

Stałam w boksie i zastanawiałam się co dalej, byłam zdołowana. Podszedł do mnie koń był gniady tak jak większość koni.
-Witaj, jesteś nowa ?
-Tak.
-Z jakiej stajni pochodzisz ?
-Stajni ?!
-Nie urodziłaś się w stajni ?
-Nie, urodziłam się na łące wśród mojego stada.
-Niesamowite jesteś dzikim koniem, a słyszałaś o Ruffian ?
-O kim ?
-O Ruffian była klaczą wyścigową.
-Nieważne, wiesz...
-Nieważne ! Co ty mówisz ! Ruffian była niezwykła, uwielbiała się ścigać, wygrała wszystkie wyścigi, no prawie jednego nie ukończyła, ale pewnie też by wygrała.




-Jak to ?
-Wygrywała wyścigi z samymi klaczami postanowiono wsiąść z nią udział w wyścigu ogierów. Najszybsza klacz miała się zmierzyć z najszybszym ogierem, Ruffian dzielnie walczyła, nieoczekiwanie stało się coś okropnego złamała jej się przednia noga.

 

Biegła dalej około 46 metrów, jej jeździec próbował ją zatrzymać, kiedy udało mu się ją zatrzymać szybko zajęli się nią weterynarze. Opatrzyli jej nogę w gips, Ruffian zaczęła galopować i wierzgać (na leżąco) złamała przy tym gips i drugą nogę. Weterynarze postanowili ją uśpić. Pochowali ją wewnątrz toru na którym się ścigała.
-Smutne...







................................................................................... http://www.youtube.com/watch?v=BEeGTl42chQ&feature=related&autoplej=0&kolorek=123456&typek=1

Ujeżdżanie

Człowiek wyprowadził mnie z stajni, dzisiaj byłam spokojniejsza niż wczoraj. Najpierw założył mi uzdę potem siodło. Chodził ze mną dokoła. Potem kazał przytrzymać mnie ludziom. Wsiadł na mnie. Poczułam ciężar na całym grzbiecie, nigdy nie czułam takiego ciężaru. Chciałam żeby ze mnie zeszedł, zaczęłam walczyć jednak on trzymał się mocno na moim grzbiecie, w końcu odpuściłam  po prostu się poddałam.
Później jechał na mnie do lasu, zeszedł i zaczął zbierać jagody, chciałam uciec, ale nie mogłam, za drzewami chowali się jego towarzysze wraz z swoimi końmi, dogonili by mnie. Więc zaczęłam skubać trawę.



Kiedy już skończył ponownie na mnie siadł i skierował mnie w stronę domu. Nie mogłam nic zrobić tylko słuchać ludzi i wykonywać to co mi każą, czułam smutek, zastanawiałam się co dalej.



Widziałam konie, które były tak jak ja dosiadane całkowicie pozbawione wolności, widziałam jak galopują z człowiekiem na grzbiecie, nawet nie przeszkadzał im ciężar człowieka, a może były przyzwyczajone. Jeden z koni nawet skakał przez przeszkody z człowiekiem na grzbiecie. Zastanawiałam się czy ja też tak skończę.



.............................................................................